Po wylądowaniu w Labuan Bajo (zanim pojechałam do hotelu) poszłam kupić bilet do Praya (Lombok). Z Praya planowałam wynająć samochód i jadąc nim 2,5 godziny dojechałabym na przystań, z której odchodzą statki na Wyspy Gili.
Niestety w Labuan Bajo miałam duży problem z zakupem biletu. Rano jest jedyny lot bezpośredni tanimi liniami i na niego już nie było biletów. Geruda ma bardzo drogie bilety na tej trasie. Inna opcja tanich linii była już z przesiadką w Denpasar (Bali). Zatem traci się kolejny cenny czas. Po sprawdzeniu wielu opcji musiałam jednak zakupić taki bilet:
Labuan Bajo – Denpasar – Praya. Bilet był bardzo drogi jak na Indonezję. Zapłaciłam za niego 1.157.000 rupii (około 350zł). No ale nie było wyjścia ponieważ zależało mi na czasie. Kupując bilet okazało się, że przestał działać im internet i nie mogą wydrukować tego biletu. Nie tylko ja byłam w takiej sytuacji – Lion Air obsługiwał kilku klientów jednocześnie. Na szczęście kierowca z hotelu często kursuje pomiędzy hotelem, a lotniskiem i obiecał odebrać te bilety.
Wylot z Labuan Bajo miałam o 9:45. Pamiętając o wcześniejszym problemie z bagażem pilnowałam, aby w dolnym plecaku mieć max 10 kg, żeby nie płacić za nadbagaż. Górny bagaż dociążyłam za to maksymalnie:) W Denpasar byłam o 10:55 i do następnego lotu miałam kilka godzin. Poszłam zatem do kantoru poza lotniskiem i wymieniłam kolejne pieniądze. Na lotnisku kurs jest niekorzystny.
Wróciłam na lotnisko, zjadłam ich bułeczkę – była bardzo smaczna.
Na lotnisku spotkała mnie kolejna niespodzianka. Samolot z Denpasar do Praya miałam mieć o 16:50, ale okazało się, że odlatuje o 16:00 ponieważ zmienili mały samolot na duży bo tylu było chętnych. W samolocie nie było ani jednego wolnego miejsca i czuło się, że aż brakuje powietrza. W dodatku lecieliśmy bardzo nisko. Lot trwał 30 min.
Wylądowałam w Praya i wiedziałam, że mogę czekać długo na bagaż ponieważ było bardzo dużo ludzi. Zdołałam pooglądać sobie reklamy z różnych imprez, które odbyły się w lutym.
Wypakowywali bagaże ponad godzinę i okazało się, że nie mam bagażu. Bardzo szybko zainteresowała się mną obsługa i zaczęliśmy się zastanawiać gdzie są bagaże. Okazało się, że zostały w Denpasar, bo Pani nie przykleiła odpowiednich pasków w Labuan Bajo. Koniecznie trzeba to sprawdzać – jak nie było problemu z pierwszym przesiadkowym lotem (tam sprawdziłam to dokładnie) to tutaj nie sprawdziłam i zrobił się problem. Obsługa była bardzo pomocna. Wypełniłam dokumenty zagubienia bagażu (dobrze jest mieć zrobione zdjęcie bagażu) i obiecano mi, że bagaż doleci następnego dnia na 9:30 rano do Praya. Na szczęście byłam dobrze spakowana w bagażu podręcznym i mogłabym spokojnie dalej podróżować tylko z nim.
Musiałam znaleźć nocleg, obsługa i tutaj była pomocna. Okazało się, że
1 km od lotniska jest ZMAX D HOTEL. Postanowiłam tam przenocować. Mogłam dojść pieszo z lotniska do hotelu, ale bardzo padało i wzięłam taxi. Po negocjacjach zapłaciłam za nią 30.000 rupii (niezależnie od ilości osób w samochodzie).
http://www.plateno-group.com/en/hotel/12/zmax-d-hotel-praya
W hotelu obsługa chciała nam pomóc, ale kierownik był dość trudny w negocjacjach cenowych. W końcu jednak po wysłuchaniu historii o tym, że muszę tu przenocować ponieważ zaginął bagaż i nie mogę jechać dalej dogadaliśmy się cenowo.
Hotel był duży, nowoczesny, czysty, w pokoju był telewizor i czajnik. Śniadanie w postaci szwedzkiego stołu było bardzo urozmaicone. Była też kucharka, która robiła pyszne omlety z różnymi dodatkami.
Jednak jest to typowe miejsce do przenocowania tylko ze względu na bliskość lotniska. W hotelu jest problem z wifi, ale w recepcji wpisują w telefon komórkowy odpowiednie parametry i wtedy nawet szybko chodzi:) Na szczęście poinformował mnie o tym jeden z gości hotelowych bo też miał z tym problem. Zdołałam zatem tutaj zarezerwować nocleg na Gili.
Rano po śniadaniu pojechałam na lotnisko po bagaż. Transport na lotnisko jest już wliczony w cenę pokoju. Bardzo się przydał ponieważ znowu lało.
Na lotnisku znowu się mną zajęli. Powiedzieli, że mój bagaż jest w samolocie, ale z powodu złych warunków atmosferycznych samolot jeszcze kołuje. Porozmawiałam zatem z obsługą. Polecali zobaczyć Rinjani Mountain. To bardzo ładne miejsce, ale ja nie zakładałam tam pobytu ponieważ byłam na Wulkanie Kelimutu. Do Rinjani Mountain organizowane są różne wyprawy.
http://www.trekkingrinjani.com/
W końcu samolot wylądował, odebrałam bagaż i ruszyłam wynajętym samochodem w stronę Wysp Gili. Za wynajem zapłaciłam 250.000 rupii (niezależnie od ilości osób w samochodzie). Samochód jechał około 2 godzin i 30 min do przystani.
Po drodze mijałam takie tereny.
Zatrzymałam się przy straganach by kupić owoce – RANGUTAN. Smakują jak winogrona.
A to durian
Po drodze widziałam również dużo małp.
Wysiadłam koło przystani – pewien odcinek przechodzi się pieszo albo można wynająć konika.
Gili Islands – to trzy kameralne wysepki, położone u wybrzeży wyspy Lombok, z dala od zgiełku sąsiedniej Bali. Są one popularnym miejscem plażowego wypoczynku.
Gili Trawangan – najbardziej rozrywkowa i usytuowana najdalej od wybrzeża
Gili Meno – najspokojniejsza
Gili Air – najbliżej wybrzeża
Zdecydowałam już wcześniej, że zamieszkam na Gili Air.
Znalazłam miejsce, w którym sprzedają bilety. Prowadzący sprzedaż bardzo lubi Polaków, bo uwielbia piłkę nożną i najbardziej lubi Roberta Lewandowskiego. Zatem możemy potargować się przy zakupie biletu.
Opcji dostania się na Gili Air jest kilka. Najtańsza to bilet za 12.000 rupii w jedną stronę, ale statek popłynie jak uzbiera się minimum 40 osób. Wodolot kosztuje 100.000 rupii za osobę, ale już nie jest uzależniony od ilości osób. Kupiłam bilet łączony i tzw. open. Zatem za dopłynięcie do Gili Air i potem z Gili Air na Bali zapłaciłam 450.000 rupii. Trzeba być na przystani godzinę przed wypłynięciem.
Takim wodolotem płynęłam na Gili Air.