Tagi
Batok, Indonezja, Jawa, Kursi, Probolinggo, salak, Semeru, Wulkan Bromo
Z Yogyakarty chciałam polecieć samolotem do Surabaya i stamtąd pojechać na Wulkan Bromo. Jednak naczytałam się na Jawie różnych opinii i spotkałam też ludzi, którzy odradzili mi ten pomysł. W dodatku każdy mówił, abym omijała „szerokim łukiem” Probolinggo bo tam zajmuje się takimi wycieczkami mafia.
Miałam już bilet na samolot, ale jednak zmieniłam zdanie i kupiłam 3-dniowy wyjazd tzn. dwa noclegi + wejście na Wulkan Bromo + Wulkan Ijen
(tu odbywa się eksploatacja siarki) + dojazd na Bali.
Koszt tej wyprawy to 940.000 rupii + koszt wstępów do Parków Narodowych
Wyjechałam z Yogyakarty po śniadaniu o 8:00 poniższym busem.
Podczas jazdy był przystanek na jedzenie.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy późnym wieczorem zatrzymaliśmy się, otworzyły się drzwi samochodu i gość poinformował nas, że musimy przesiąść się do innego samochodu i że jesteśmy w … Probolinggo. To był szok. Przeszłam do biura, a tam siedzieli kolesie, którzy rzeczywiście dziwnie wyglądali (jeden z bielmem na oku, inny był karzełkiem). Chcieli ode mnie fakturę, powiedziałam, że mogą ją obejrzeć, ale im jej nie zostawię. Zrobili sobie kopię i wypisali mi 3 bilety: za transport, noclegi i wycieczki.
Zaczęli też coś mówić o jakichś dodatkowych pieniądzach – wiedziałam, że muszę jeszcze zapłacić za wstęp do Parku Narodowego i to wszystko. Zatem powiedziałam, że zapłacę tylko za wstęp i za nic więcej. Następnie omówiliśmy plan wycieczki.
Zmieniłam środek transportu na kolejny bus i pojechałam dalej. Było już ciemno, a droga kręta i wąska – kiepska, gdy mijają się samochody. W końcu około 21:30 dojechałam na nocleg – jak się okazało hotel mieścił się w Parku Narodowym.
Bilet za wstęp do Parku kosztował 220.000 rupii.
Wiele czytałam na blogach o kiepskich noclegach koło Bromo. Nasz był naprawdę dobry. Co prawda było zimno, ale była ciepła woda i nie było żadnych insektów.
Wycieczka zaczynała się o 4:00 rano, pobudka była o 3:30. Tu bardzo przydała się grzałka i możliwość zrobienia porannej herbaty:)
Była noc, ale nie było mgły; na dworze 4°C. Ubrałam się, jak się potem okazało, zdecydowanie za ciepło. O tej porze roku najlepiej jak ubierzecie T-shirt i polar oraz weźmiecie dodatkowo kurtkę przeciwdeszczową.
Podjechałam najpierw trochę jeepem. Ma się odczucie jakby się było tu samemu i wydaje się, że podróż rozpoczęto za wcześnie. Po pewnym czasie zaczynają pojawiać się światła samochodów, latarek itd. Widać, że dużo ludzi zaczęło jeszcze wcześniej swoją wyprawę. Niektórzy idą pieszo, inni podjeżdżają jeepem – to zależy od opcji wykupionej wycieczki.
Nie można było wejść na Wulkan Bromo. Wspięłam się na pobliskie wzgórze, aby obejrzeć wulkany.
Wspinaczka jest niezła i proponuję popracować nad kondycją przed planowaniem tej wyprawy. Marsz jest szybki i ostro pod górę. Miałam bardzo dobrego przewodnika. Dobry przewodnik w Indonezji na wyprawach to podstawa – proponuję na nich nie oszczędzać. Poniższe zdjęcia robione są już w dzień, ale idzie się pod górę nocą, gdzie nic nie widać i trzeba mieć z sobą latarki lub czołówki! Pamiętać też należy o dobrych butach.
Samochody zostają w tym miejscu i możemy jeszcze kawałek podjechać konno
lub iść pieszo taką drogą. Na straganach sprzedają między innymi napoje.
Jeżeli nie mamy z sobą wody to proponuję kupić ją w tym miejscu.
Najpierw dochodzi się do pierwszego tarasu widokowego – no i trzeba podjąć decyzję czy idzie się dalej, czy zostaje w tym miejscu.
Ja postanowiłam iść wyżej. Był moment, że chciałam już zawrócić bo droga była kiepska i szła coraz bardziej stromo do góry. W zasadzie to nie droga, bo przedzierałam się przez krzewy.
W końcu znalazłam się na kolejnym tarasie. Widok jest przepiękny.
Najlepiej zwiedzać to miejsce o świcie, kiedy pierwsze promienie rozświetlają niebo. W miarę jak słońce wyłania się zza horyzontu, przerzedza się gęsta warstwa mgły i wynurzają się z niej trzy wulkany, ściśnięte jeden obok drugiego: Kursi (2581 m n.p.m.), dymiący krater Bromo (2392 m n.p.m.) oraz Batok (2440 m n.p.m.). W tle wyłania się złowrogi zarys wulkanu Semeru, najwyższego szczytu Jawy (3676 m n.p.m.).
Można iść jeszcze trochę wyżej – już lepszą drogą.
U podnóża Bromo widać świątynię Candi Bentar.
Po zejściu, koło jeepów stoją jeszcze sprzedawcy owoców. Kupiłam salak – proponuję spróbować. Te owoce są bardzo smaczne.
A to już moje śniadanie jakie dostałam w hotelu po tej wspinaczce:)
Po takim wysiłku smakuje Tobie wszystko.
Polecam tę wyprawę, naprawdę warto dla tych widoków.